Kilka miesięcy temu turystyczną opinię publiczną zbulwersowała tzw. „sprawa Samotni”. Jak to zwykle w naszych publikatorach skorzystano z sytuacji związanej z zakończeniem umowy dzierżawy na ten obiekt do rozpętania histerycznej dyskusji na temat dalszych jego losów. Obserwując tę dyskusję można było dojść do wniosku, że im mniej ktoś był zorientowany realiach, tym chętniej zabierał w niej głos, pałając świętym oburzeniem pod tytułem „co też oni (w domyśle PTTK tak czy inaczej określone) z tym schroniskiem robią”. Umiejętnie podsycana przez dziennikarzy poczytnego dziennika wymiana poglądów miała głównie przyczynić się do wzrostu sprzedaży gazety, bowiem racjonalnych argumentów nikt nie tylko że nie drukował (mimo propozycji przekazywania ich przez PTTK), ale nawet nie usiłował pozyskiwać. Z pośród biorących udział w tym zamieszaniu nieliczni spostrzegli, że oto PTTK realizuje swój program związany z obowiązującymi wewnątrz Towarzystwa procedurami i to w stosunku do obiektu, którego jest właścicielem. Tak bowiem jest. PTTK jako jedyna praktycznie organizacja o takim charakterze zachowała znaczący majątek, którym od wielu lat stara się racjonalnie, na ile pozwalają na to warunki i realia ekonomiczne gospodarować. Skoro bowiem od ponad 25 lat PTTK nie otrzymuje żadnego wsparcia ze środków publicznych (jedynie jakie w trudzie pozyskuje i to w niewystarczających ilościach to środki funduszy ekologicznych oraz w ostatnim czasie, dzięki własnej aktywności i zdolnościom finansowym do generowania wkładu własnego – środki unijne) – to na jakiej zasadzie gospodarowanie tymi obiektami ma być poddane publicznej ocenie? Proponuję, aby uczestnicy tej dyskusji wpierw zapisali się do PTTK zasilając tę instytucję składkami – nawiasem mówiąc składki te ledwo pokrywają koszty ubezpieczenia jakie PTTK oferuje swoim członkom – a potem zabierali głos w sprawach Towarzystwa. Nikt sobie nie wyobraża, że w sprawach np. jego firmy głos zabiorą wszyscy, którzy tego zapragną. Oczywiście to przewrotne, PTTK pełni swoją misję, utrzymuje sieć schronisk górskich i stanic wodnych, zwłaszcza na obszarach chronionych, gdzie broni pozycji turystyki aktywnej. W tejże Samotni poziom nakładów inwestycyjnych przez ostatnie kilka lat wielokrotnie przewyższał wielkość uzyskiwanych dochodów. Oczywiście każdy z nas chciałby, aby w schronisku były znakomite warunki, tania oferta noclegowa i gastronomiczna oraz miła atmosfera. Realizacja tego nie zależy wyłącznie od PTTK. I tak gospodarując w górach, na obszarach chronionych, a więc w wyjątkowo uciążliwych i kosztogennych warunkach podlegamy takim samym regułom podatkowym jak wysokodochodowe obiekty położone w atrakcyjnych lokalizacjach, nie wspominając o gospodarstwach agroturystycznych, których reguły opodatkowania stawiają je na znacznie lepszej pozycji. Przy okazji tej dyskusji odezwało się kilku prominentnych polityków z ofertą pomocy – jakże to zostało sympatycznie odebrane. Otóż dzisiaj o tym jakby nie pamiętali. Co więcej, na wysłane pisma z propozycja uruchomienia wspólnych projektów nie otrzymywaliśmy żadnej odpowiedzi. Trzeba przyznać, ze byli wśród nich i tacy, którzy pytając o sytuację Samotni wykazywali duże zrozumienie. Zatem spójrzmy na ten problem tak – PTTK wiele trudu i pozyskiwanych z dochodowej części majątku pieniędzy poświęca na utrzymanie w należytym stanie technicznym schronisk – wprowadza zabezpieczenia przed ewentualnym wybuchem pożaru i zapewnia możliwość ewakuacji lub sygnalizacji zagrożenia, obniża szkodliwość dla środowiska naturalnego i podwyższa standard sanitariatów i części noclegowej. Części z tych działań turysta nie zauważa, a są konieczne i kosztowne, bowiem bez nich schroniska należałoby zamknąć. Czy potem można by w tym samym miejscu je otworzyć (parki narodowe, obszary Natura 2000) trudno powiedzieć. Ponieśliśmy duże nakłady inwestycyjne nie tylko w trakcie realizacji projektów unijnych, ale i inwestując z własnych środków – tu przykładem jest schronisko PTTK na Markowych Szczawinach pod Babią Górą. Wysokość nakładów (ponad 5 mln złotych) w żaden sposób nie jest uzasadniona wyliczeniem finansowym, wedle którego są to środki zainwestowane biznesowo. Gdyby PTTK ustaliło warunki ekonomiczne eksploatacji obiektu licząc na szybki zwrot nakładów – usługi schroniska byłyby dostępne po znacznie wyższych cenach. Nawet wewnątrz Towarzystwa wyjaśniając powody realizacji tej inwestycji należało powołać się na statutowe zadania jakie PTTK powinno realizować eksploatując schroniska, bowiem alternatywą było zamknięcie obiektu. Oczywiście nikt odpowiedzialny w PTTK nie wyobrażał sobie, aby po ponad stu latach obecności pod Babią Górą pozbawić turystów możliwości korzystania z tego obiektu.
Czasem też myślę sobie, że od wielu lat nikt tym, którzy najwięcej wysiłku w obiekty wkładają – ich gospodarzom, zarządzającym w imieniu PTTK schroniskami osobom i instytucjom po prostu nie podziękował. A to dzięki nim, w lepszych lub gorszych warunkach, można o każdej porze dnia i nocy schronić się przed niebezpieczeństwem, jakie spotyka nas czasami podczas uprawiania turystyki górskiej lub po prostu odpocząć nie płacąc za wstęp, mogąc spożywać wniesiony posiłek, skorzystać z sanitariatów lub wyrzucić niesione w plecaku śmieci. O tym, że to też kosztuje i ktoś musi koszty tworzenia takich warunków wędrowania ponosić, co nie jest wcale w świecie takie oczywiste, nikt u nas nie myśli. Homo sovieticus nadal czasami z nas wyściubia swój nos.
Jerzy Kapłon, „Komentując…”, GAZETA GÓRSKA jesień 2013, str. 37